Mariusz Wilk i rosyjska Północ – „Dom nad Oniego”
Jeszcze kawałek dzienników Mariusza Wilka – z czasów, gdy opuścił Wyspy Sołowieckie i zamienił morze na jezioro.
Bo w obraz za oknem wchodzić należy powoli, aby pojąć grę światła w wodzie w zależności od pory roku, zachmurzenia nieba, czasu dnia. I zapachów z dworu warto się uczyć niespiesznie, by nie bajać o marihuanie tam, gdzie rosną zwyczajne konopie.
Ludzi także pierwej wypada poznać, żeby zrozumieć nie tylko to, o czym mówią, gdy wypiją, lecz także to, o czym milczą, gdy są trzeźwi. A dopiero potem o tym wszystkim można pisać.(tłumacząc przyczynę swojego milczenia.
Michaił Priszwin, jeden z mych ulubionych autorów piszących o Karelii, twierdził, że zamiast tracić czas na tak zwane podróżowanie w pełnym tego słowa znaczeniu, to jest na „przemieszczanie się po bezkresnych przestrzeniach”, lepiej osiąść w jakimś charakterystycznym zakątku i, z bliska mu się przyjrzawszy, wyrobić sobie zdanie o całym kraju głębsze, aniżeli może dać nam jakakolwiek podróż.
Ja zaś, nauczony doświadczeniem, znajduję, że jeszcze lepiej byłoby w tym charakterystycznym zakątku przedsięwziąć coś, co wciągnęłoby miejscowych w dzieło, na przykład: kupić dom i rozpocząć jego remont, spróbować wiejski chram odrestaurować albo prąd do wsi doprowadzić.
Siedząc na Północy, siedzę jak na czubku świata (spójrzcie na globus!). Markiz de Custine zauważył, że w miarę zbliżania się do kręgu polarnego rośnie wrażenie wspinaczki na jakieś niebotyczne Alpy, skąd widać cały świat ścielący się w dole.
Moja Północ jest kolebką szamanizmu, czyli początków religii. Ake Ohlmars (cytowany przez Eliadego) utwierdza, że szamanizm był zrazu typowo arktycznym zjawiskiem wywołanym wpływem kosmosu na psychikę człowieka, a także samotnością, bielą, niedostatkiem witamin i tym podobne. Ohlmars dopatruje się korzeni szamanizmu w arktycznej histerii – chorobie psychicznej nadzwyczaj często spotykanej śród ludów Północy.*
I od razu zawitał w gości pietrozawodski malarz Borys Akbułatow. (…) Akbułatow jest typem wybitnie kontemplacyjnym. Bywa, że zagapi się na nów w towarzystwie, a tu butelka pusta.
Co roku od lat oglądam wybuch przyrody na Północy i za każdym razem od nowa fascynuje mnie ten fajerwerk życia – w wodzie, na ziemi i w powietrzu. Lato jest tutaj krótkie – jak okamgnienie – więc kto żyw się śpieszy, żeby się rozplenić. Się rozmnożyć. Się powielić.
Rozmawiając z tubylcami, nieraz mogłem się przekonać, jakże niewielu zna swoich odległych przodków. Pamięć u większości Zaonieżan sięga najwyżej do dziadów. Na ostrych wirażach rosyjskiej historii minionego wieku z rodzinnych przekazów powylatywały całe pokolenia. Jednych zapominano ze strachu, drugich ze wstydu. Niektórzy sami się powymazywali.